Gordon – bohater powieści Przybyszewskiego Dzieci szatana (Satans Kinder 1897, polska wersja 1899) – uczy się w Londynie nihilistycznego podejścia do świata, które określać będzie, a w konsekwencji także wzmacniać, jego skłonność do destrukcji. Kontestuje tradycję, rodzinność i uczucia, a wierzy w znaczenie instynktów oraz tendencje związane z rozpadem, które określają nie tylko system wartości, lecz także charakter ówczesnej kultury. Imię bohater powieści zawdzięcza „anarchistycznemu” imieniu Lorda Byrona i już na początku powieści wyznaje: Zniszczenie jest moim dogmatem, moja wiarą.
Reymont, począwszy od reportażowego szkicu W palarni opium (1894), pokazuje Londyn jako miejsce różnorodnych eksperymentów. W Wampirze (1911) dla głównego bohatera Zenona to miasto pełne brudu, chaosu, znamionującego kulturę modernizmu. Miasto staje się tu przestrzenią nieprzyjazną człowiekowi, choć daje szanse rozwoju intelektualnego. To miasto wody, błota i mgły. Nie pozwala zachować spokoju, ale uwyraźnia najgorsze instynkty drzemiące w człowieku:
Miasto spało ciężkim snem spracowanych kamieni, spowitych w niepokojące marzenia, głucha noc patrzała ślepą twarzą w ostygły świat.
Zenon spał bez przerwy, w mieszkaniu leżało odrętwiałe, senne milczenie, tylko niekiedy ciemność i cisza przemawiały nikłym cieniem nieopowiedzianego, szemrały dawno pomarłe dźwięki i barwy… jakieś utajone trwożnie życie poczynało się zjawiać… martwe zdawało się żyć… ściany szeptały… brązy śpiewały żałośnie, jakby jękiem dusz błądzących koło swoich cielesnych awatarów… twarde mahonie podniosły tęskny głos… a z muszli leżących na kominku promieniowały rozstęsknione szumy mórz dalekich, obszarów pławiących się w słońcu, emanacje rozkołysanych głębin, życie inne, życie rzeczy wszelkiej drgało w ciemnościach.
Wyszli z muzeum i pojechali do domu.
Obrzydliwa, żółtawa i zimna mgła już zalewała całe miasto jakoby brudną, wzburzoną wodą, spod której ledwie majaczyły poczerniałe zarysy domów i ludzi. Na węższych ulicach, pomimo południa, zapalano ;latarnie, a wiecznie nieustający krzyk miasta sączył się wskroś mgieł głuchym dygotem.